Kilka miesięcy temu studio 20th Century Fox poinformowało, że planowana na lato bieżącego roku premiera aktorskiej wersji „Dragon Balla” została przesunięta na marzec 2009, co przypuszczalnie podyktowane było faktem, że w sierpniu na ekrany amerykańskich kin trafić miało kilka wielkich produkcji, z którymi film mógłby przegrać walkę o widza. Kilka tygodni temu pojawiły się spekulacje, jakoby przyczyną takiego stanu rzeczy miała być fatalna wręcz jakość filmu oraz konieczność wprowadzenia przez reżysera przeróbek, aby „Dragon Ball” mógł otrzymać zielone światło. Na amerykańskich portalach pojawiły się sprzeczne informacje: jedni twierdzili, że film prezentuje się tak koszmarnie, iż twórcy najchętniej ukryliby go przed światem, inni zaś, że szefowie wytwórni są nim zachwyceni i planują kontynuację, a zmiana terminu premiery podyktowana została chęcią dopieszczenia efektów specjalnych. Na podstawie ostatnich doniesień można mniemać, iż rację mieli ci pierwsi, Fox nakazał bowiem dokrętki, tak więc 30 października aktorzy i reżyser ponownie stawią się na planie. Mimo wszystko nie można na podstawie tej informacji stwierdzić, czy pierwotna wersja filmu rzeczywiście była kompletnym gniotem, ponieważ wytwórnia nie zdradziła, czego dotyczą planowane zmiany.

Powyższa informacja dostarczyła rozrywki amerykańskim przeciwnikom filmu, pokpiwających z produkcji i z radością odnotowujących kolejne napotkane przez nią problemy. Niektórzy są przekonani, iż planowana na kwiecień premiera nie dojdzie do skutku, zaś sam film ostatecznie nie ujrzy światła dziennego. Aczkolwiek, moim zdaniem, jest to mało realne, bowiem budżet „Dragon Balla” szacowany jest na ponad sto milionów dolarów, więc Fox raczej nie pozwoli, aby takie pieniądze zostały zmarnowane.