Niusy Teksty Galerie Plikownia |
Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencieWalentynki. Festiwal wszechogarniającej czerwieni, lewitujących kupidynów i porozwieszanych serduszek, gdzie tylko fantazja poniesie. Jedni uwielbiają ten dzień, inni zaś wykorzystują go jako pretekst do ukrycia się na kilka dni w szafie. Temat powraca jak bumerang co roku. Tak i tym razem firma MiOhi postanowiła uraczyć nas tradycyjnym już we Wrocławiu festiwalem zakochanych w trzeciej edycji konwentu Love. Sama impreza przeszła przez kilka problemów organizacyjnych, niekoniecznie wynikających z winy organizatorów, co ostatecznie znacznie wpłynęło na finalny obraz tego, co zostało nam oddane. Jednak, jak mawiają – przez ciernie do gwiazd. A jak faktycznie wyglądał ten konwent? Na teren imprezy udało mi się dotrzeć już w jej przeddzień, choć nie bez problemów. Niestety autobus linii zasugerowanej na stronie konwentu w godzinach nocnych już nie funkcjonował, więc zmuszony byłem do rozpoczęcia poszukiwań innego środka lokomocji. Trzeba powiedzieć, że sam conplace został zamieniony na tydzień przed imprezą z powodów niezależnych od organizatorów. Nowy budynek znajdował się dokładnie po przeciwnej stronie miasta, w stosunku do szkoły z zeszłorocznej imprezy. Był zdecydowanie mniejszy, a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że miał o połowę mniejszą powierzchnię, co z resztą wpłynęło na kilka incydentów i niewygód, o których wspomnę później. Nie dało się jednak ukryć, że będzie zdecydowanie za ciasno by pomieścić wszystkich, czego obraz dał już stan osobowy w piątek. A potencjalni konwentowicze mieli się dopiero pojawić… Sobotni poranek objawił nam gromadzącą się przed wejściem kolejkę ludzi, pragnących jak najszybciej dostać się do środka, a to głównie zważywszy na panującą na zewnątrz aurę. Na szczęście drzwi zostały otwarte o czasie i już po około dwóch godzinach wszyscy zgromadzeni znaleźli się wewnątrz szkoły. Nie było się jednak z czego cieszyć, gdyż należało znaleźć miejsce do spania, a tego niestety było jak na lekarstwo. Ostatecznie, pod koniec dnia, wszystkie korytarze były dosłownie zapchane po brzegi. Nie lepiej było z klatkami schodowymi, przez które praktycznie nie dało się przedrzeć. Skojarzenia z pierwszym Mokonem czy czwartym Ecchiconem są jak najbardziej na miejscu – teren imprezy zaczął wyglądać jak jedno wielkie miasteczko ludów wędrujących. Gdyby nie to, że mamy zimę – zapewne było by wygodniej, bo i chętniej siedziałoby się na zewnątrz. A trzeba przyznać, że szkoła umiejscowiona była w bardzo spokojnej i ciekawej okolicy. W pobliżu znajdował się park, ogród japoński (okolice Hali Stulecia), a nawet ZOO, co dla niektórych mogłoby okazać się bardzo atrakcyjną opcją w przypadku tak zatłoczonej imprezy. Ostatecznie więc, dobrym posunięciem ze strony organizatorów było uniemożliwienie zakupu wejściówki dwudniowej (z noclegiem) na miejscu. Kto wie co to by było, gdyby jeszcze więcej ludzi szukało miejsca noclegowego? Na wejściu nie mogło się obyć bez standardowego ekwipunku konwentowicza, w którego skład wchodzą oczywiście informator, mapka budynku oraz identyfikator wraz z opaską na rękę. I tu w zasadzie wszystko na plus. Informator, jak zwykle w przypadku imprez MiOhi, w formie kolorowego zeszytu A5. Choć może nie kieszonkowy, to jednak bardzo logicznie skonstruowany i miły dla oka. Przede wszystkim sensowne zestawienie atrakcji w podziale na sale tematyczne (wraz z opisami), zaś na ostatnich stronach typowa tabela godzinowa – więc wszystko bardzo przejrzyście, co ostatnimi czasy na konwentach bywa rzadkością. Nie obyło się jednak bez małej wpadki – niektóre z informatorów posiadały pojedyncze puste strony (poniektórzy żartowali sobie, że to specjalne wydanie dla rysowników), ale było ich niewiele. Dołączona schematyczna mapka na oddzielnej kartce papieru, szybko pozwoliła mi odnaleźć poszukiwane sale. Tym razem to identyfikator okazał się najsłabszym ogniwem tego zestawu – choć ładny i kolorowy (dołączona została również tematyczna smycz), to jednak nieco cienki, przez co łatwo ulegał uszkodzeniu. Dodatkowo jego zewnętrzna warstwa („folia”), bardzo szybko się łuszczyła, co wpływało na estetykę. Nie mniej, mimo iż budynek nie był zbyt skomplikowany i obszerny, to przydatność tych przedmiotów okazała się nieoceniona podczas przemieszczania przez zatłoczone korytarze. Poza tym przy każdej z sal wisiała odpowiednia rozpiska atrakcji, a na każdym z pięter można było odnaleźć mapę obrazującą co na danym znajdziemy, dzięki czemu bardzo łatwo mogliśmy się odnaleźć w razie problemu. Nieco dalej, przy stanowisku z nagrodami konwentowymi można było jeszcze za friko otrzymać grę komputerową (SW: Old Republic, WoW, Battlefield, Call of Duty, a nawet Skyrim!), co miało już miejsce na konwencie BAKA Y2K11. Ale, uwaga, to była tylko płyta z instalką. W środku znajdowała się jeszcze naklejka z adresem portalu GameCodes, na którym można tanio zakupić CD-KEY do danego produktu. Przeciskając się przez zatkane ludźmi korytarze nielicznym zapewne udało dopchać się do licznych stoisk wystawców, wystawionych na każdym piętrze. Poza standardowymi, znanymi i wypchanymi po brzegi kramikami Yatta.pl, Game Over, Yume-Hime czy Waneko można było tu wyhaczyć sporo ciekawostek na mniejszych stoiskach. Z ciekawostek, napotkać można było stoiska z gadżetami w stylu steampunk czy jedno, całkiem spore stoisko, wypełnione pluszowymi kubikami z gry Minecraft. Nie zabrakło również wszędobylskich czapeczek, szalików, a nawet maskotek robionych ręcznie. Nie muszę wspominać chyba o wszelakiej maści przypinkach i koszulkach, które można było znaleźć praktycznie na każdym stoisku. Nie można było więc narzekać na różnorodność. No tak, więc mamy na imprezie całą masę ludzi – teraz trzeba ich jakoś wykarmić! Tym razem na konplejsie nie można było znaleźć żadnej typowej, szkolnej kantyny. Na szczęście na ratunek ruszyły dwa prężne stoiska – znane z poprzednich konwentów i bardzo lubiane Banzai Sushi oraz AdamskyKiczen. Na pierwszym z nich, niezmiennie, można było zamówić dowolny zestaw przepysznego sushi serwowanego przez mistrza kuchni – Miśka oraz jego wiernych padawanów. Natomiast klienci o nieco przystępniejszych wymaganiach z pewnością odnaleźli się w kuchni Adamsky’ego oraz jego przeuroczych asystentek, gdzie poza legendarnymi już słodkościami spod ręki Adasia, można było również spożyć prosty i ciepły posiłek, np. w postaci tostów. Z oczywistych względów obydwa stoiska cieszyły się niemałą popularnością. Niestety, obydwa funkcjonowały jedynie do końca soboty. W niedziele konwentowicze niestety zostali pozostawieni sami sobie ze względu na problemy z prądem jakie zaistniały na terenie imprezy, o czym jeszcze wspomnę później. Tak czy inaczej, głód zajrzał w lica niejednemu, bo i nie było gdzie zagrzać wody, by chociażby zalać zupkę chińską. Ale dość już tego gadania o detalach, przejdźmy w końcu do atrakcji! Bo trzeba powiedzieć, że tych naprawdę nie brakowało i nawet Ci najbardziej wybredni znaleźliby coś dla siebie. Sam byłem miło zaskoczony krążąc pomiędzy kolejnymi salami – ludzie chętnie odwiedzali kolejne panele, konkursy czy pogadanki. Na pewno nie mała w tym zasługa wcześniej wspomnianego tłoku, gdyż na korytarzu nie było za bardzo się gdzie usadowić. Jednak trzeba przyznać, że to co raz rzadszy widok ostatnimi czasy i miło widzieć, że jednak wciąż jest jakieś zainteresowanie takimi atrakcjami. Cieszyła również różnorodność sal tematycznych – oprócz standardowego maina z największymi atrakcjami, były również dwie sale kulturowe, walentynkowa (konwencja), pokój dla plastyków, sala konkursowa, muzyczna oraz pięć sal panelowych, w tym aż cztery od grupy PZTA. Nie zapominajmy również o Ultrastarze oraz konsolówce. Sali z grami tanecznymi niestety tym razem zabrakło. Pierwszą atrakcją jaką postanowiłem odwiedzić był „Twój pierwszy raz na konwencie!”. Owy panel pojawia się praktycznie na każdej imprezie, choć autorów prelekcji jest wielu. I tym razem „świeżacy” zostali wtajemniczeni w arkana konwentowicza, z czym i jak to się je, co warto zobaczyć, jak się zachowywać i czego unikać. Tematyka w sam raz dla tych, którzy przyjechali pierwszy raz na taką imprezę, ale również dla tych starych pryków, co to lubią sobie powspominać to i owo, nierzadko ku przestrodze innych. W tym samym czasie odbywały się również trzy inne atrakcje, które po kawałku udało mi się odwiedzić. „Japońskie sztuki walki” - jak sama nazwa wskazuje – traktowały o wszelkich sztukach wykorzystania swych pięści i nóg. Prowadzący okazał się adeptem jednej z nich, więc znając temat poprowadził tę prelekcję w sposób profesjonalny i jednocześnie luźny, popierając różne kwestie przykładami z życia wziętymi. Na „Pokazie kimon” zaprezentowane zostały różne ich rodzaje, zarówno te do noszenia codziennego jak i odświętne, które to niejednokrotnie wprowadzały mnie w zakłopotanie, jeśli chodziło o kwestię ich rozróżnienia. Później wskoczyłem jeszcze na końcówkę „Historii Japonii w pigułce […]”, co jednak nie było najlepszym pomysłem, gdyż niewiele konkretów okazało się dla mnie jasnych wchodząc w trakcie. Zdecydowanie, jeśli planujecie wpaść na tego typu atrakcję, to starajcie się być od początku. Mimo wszystko, widać było, że panel został przeprowadzony rzetelnie. Postanowiłem również odwiedzić panel o „Reklamie w Japonii”. Standardowo – japońska reklama równa się kupa śmiechu, a często nawet kompletna dezorientacja w związku z tym co się właśnie zobaczyło. Padło tam również bardzo ważne stwierdzenie – reklama w Japonii jest bardziej nastawiona na formę, aniżeli na przekaz. Jest to bardzo trafne spostrzeżenie, wystarczy wyhaczyć kilka z nich w Internecie żeby zrozumieć fenomen. Miło było również zobaczyć, że pogadanki o różnych seriach wciąż są w cenie, co zaobserwowałem odwiedziwszy jedną z nich, mianowicie dotyczącą serii „Naruto”. Burzliwą dyskusję dało się już usłyszeć przed salą, a żywiołowość i zażartość dyskusji między uczestnikami sięgała kolejnych poziomów epickości. Tradycją już na Wrocławskich imprezach jest pojawienie się Mr. Jediego w kolejnych odsłonach sławnego panelu - „Japonia oczami fana”. Jako, że nie kwapiłem się pojawić na żadnym z poprzednich, postanowiłem naprawić ten błąd i tym razem jednak naocznie stwierdzić, czy nie tylko sława autora wpływa na jego (panelu) popularność. Nie byłem więc zaskoczony, gdy zwyczajnie nie udało mi się wejść do sali. Ba, nawet gdybym dostał się do środka – czym prędzej szukałbym drogi ucieczki, bo bałbym się zmiażdżenia, bo sala była wypchana po same brzegi (a nawet kilka osób stało na korytarzu). Cóż, może w przyszłości Pan Musiałowski namówi organizatorów, by przeznaczyli mu jakąś większą salę, chociażby maina, gdyż następnym razem zwyczajnie uczestnicy powypadają mu przez okna. W międzyczasie odwiedziłem jeszcze salę J&KER, Art-Room oraz konsolówkę. Do pierwszej dotarłem właściwie przez zupełny przypadek, gdyż przez większość imprezy byłem przekonany, że w owej sali nic się nie odbywa - pod drzwiami leżało rozłożonych kilka karimat. Okazało się, że sala cieszyła się całkiem sporą popularnością, ale mimo wszystko wielu ludzi zareagowało w podobny sposób mając przed sobą wcześniej wspominany widok. Zaś w sali artystycznej można było zgłębić tajemną wiedzę użycia ołówka i pędzla. Niestety, nie jestem mistrzem w te klocki, więc do samej sali zajrzałem jedynie przez szybę, za którą ujrzałem małą grupkę osób skrobiących coś kredkami po kartkach papieru. Plan atrakcji w sali artystycznej był przewidziany jedynie do godziny 20:00 w sobotę, co oznacza, że później została ona przemieniona w sleeproom. Sala z konsolami była raczej skromna, biorąc pod uwagę poprzednie imprezy MiOhi. Znaleźć tam można było cztery PlayStation 3 oraz jednego Xboxa 360. W samej sali odbył się tylko jeden turniej. Reszta z niewiadomych przyczyn została odwołana. Miłym akcentem była możliwość zagrania w Soul Calibur V, który miał premierę dopiero kilka dni temu. Co jak co, ale bijatyki cieszą się największą popularnością na konsolówkach. Jako, że jestem fanem większych wydarzeń, starałem się przebywać w okolicach main roomu. Już na samym początku imprezy odbywał się tam odpowiednik telewizyjnej „Randki w ciemo”, tutaj pod nazwą „Oddam serce w dobre ręce!”, gdzie uczestnicy na scenie, oczywiście za parawanem, zadawali pytania kandydatom, którzy na nie (nie zgadniecie!) odpowiadali. Nie powiem, że jestem fanem tej atrakcji, a po widowni było widać, że zainteresowanie również było miałkie. Mimo wszystko – widać było, że uczestnicy bawili się świetnie i o to chodzi! Większość atrakcji wieczornych postanowiłem poświęcić, jak zwykle, na rzecz cosplayu. Zmiana budynku imprezy oznaczała również mniejszą salę gimnastyczną, gdzie owy się odbywał, więc niestety tylko nielicznym udało się wejść do środka. Mimo wszystko organizatorzy robili wszystko by pomieścić jak najliczniejszą widownię. Jak zwykle na imprezach MiOhi – cosplay stanowił ważny punkt programu, więc i scena była duża oraz dobrze oświetlona, a jakość strojów była na bardzo wysokim poziomie. Zdecydowana większość prezentujących pojawiła się w grupach, choć pojawiły się również jednostki indywidualne. Jak zwykle, wiele scenek zawierała w sobie elementy humorystyczne, co zawsze urozmaica i wzbogaca odbiór, bo jak wiadomo – sam strój to nie wszystko. Szczególnie chciałbym wyróżnić grupę WTF PRO.DUCTIONS, która zaprezentowała cosplay bohaterów z serii Slayers. Poza fenomenalnym odwzorowaniem bohaterów, szczególnie interesującym elementem było uczestnictwo w ich scence osób przebranych od stóp do głów na czarno (a’la ninja), tak, że praktycznie nie było ich widać na czarnym tle. Poruszali oni elementami rzucanymi przez bohaterów oraz animowali efekty magii za pomocą małych diod. Całość wyglądała naprawdę niesamowicie. Dodam tylko, że zawiodłem się troszkę, bo liczyłem jeszcze na jakąś dodatkową scenkę w wykonaniu tej grupy, jak bywało przed laty. A trzeba przyznać, że ich scenki „kabaretowe” były zawsze rewelacyjne. Cóż, może jeszcze kiedyś… Ostatecznie gdybym miał opisać to wydarzenie w jednym zdaniu, nazwałbym ją „cosplayem zaciętej płyty”, a to głównie z powodu powtarzających się podkładów muzycznych u różnych grup. „Im Sexy and I know it” od LMFAO dało się usłyszeć ze cztery razy, a to tylko jeden przykład. Mimo wszystko, prezentacje były przyjemne. Choć, muszę przyznać, jedna wprawiła mnie w zakłopotanie – mam tutaj na myśli scenkę z serii „One Piece”. Chaos na scenie panował niemiłosierny, a sami prezentujący nie do końca wiedzieli w jakiej kolejności i co mają robić na scenie. Szkoda. Zaskoczeniem była dla mnie dwugodzinna przerwa pomiędzy standardowym cosplayem, a eliminacjami do EuroCosplay, za które w naszym kraju odpowiada firma MiOhi. Podczas owej pauzy miał miejsce koncert zespołu „Havrall”, na który przybyły tłumy. Ciężko opisać styl muzyczny prezentowany przez formację, ale najbliżej mu do czegoś na pograniczu eksperymentalnego rocka oraz stylu soil znanego dzięki „System of a Down”. Przybyli świetnie bawili się pod sceną tańcząc czy skacząc, więc można by przypuszczać, że przerwa miała na celu rozruszanie ludzi po tak długim siedzeniu na cosplayu. Tak czy inaczej, kilka minut po godzinie dziesiątej rozpoczęły się wyczekiwane eliminacje. I tutaj mały zawód – jedynie pięciu uczestników. To jednak nieco mało biorąc pod uwagę listę, którą miałem okazję ujrzeć wcześniej, a na której było nie mniej niż dziesięć osób. Mimo wszystko mieliśmy tutaj do czynienia z prawdziwym kunsztem i ucztą dla zmysłów spod dzieł najlepszych z najlepszych w naszym kraju. Po kilkunastu minutach wyniki już były znane – wygrała Kairi jako Saber z Fate/Stay Night, zaś miejsce drugie (rezerwowe) zajęła LinaSakura jako Elise z Sound Horizon "7th Story (Marchen)". Dziewczyny naprawdę pokazały klasę, a ja mam nadzieję, że ta z nich, która pojedzie reprezentować nasz kraj na arenie międzynarodowej – da z siebie jeszcze więcej. Trzymamy kciuki! Prawdziwą zmorą dla każdego konwentowicza jest fakt odwołania atrakcji, na którą się wybierał. Taki precedens ma miejsce na każdym konwencie i Love3 nie był w tym wypadku wyjątkiem. I o ile zdarzyło się kilka pojedynczych, które zostały odwołane, tak organizacja imprezy była zmuszona całkowicie odwołać atrakcje w nocy w niektórych salach, bo ludzie najzwyczajniej w świecie – nie mieli gdzie spać. W pewnym momencie zabrakło miejsca na korytarzach i ludzie nie mieli co ze sobą zrobić. Jednak to wszystko było dopiero początkiem do małej apokalipsy, która miała dopiero nastąpić. Mianowicie, już na początku imprezy pojawiły się problemy z prądem. Kilka razy zamykana była sala konsolowa (w tym na całą noc między sobotą, a niedzielą), w niektórych z sal brakowało prądu w gniazdkach, w innych nie działało światło. Ostatecznie dyrekcja zdecydowała, że wszyscy, którzy przebywają w piwnicy muszą ją opuścić ze względów bezpieczeństwa (nie było tam innych źródeł światła). W tym momencie około stu konwentowiczów wyszło (wraz ze swoimi gratami) na i tak zatłoczone już korytarze. Efektem był kompletny brak przepustowości, istny korek i brak możliwości ruszenia się do przodu, nie mówiąc nawet o cofnięciu. Pozostało już tylko jedno miejsce zdolne pomieścić takie ilości ludzi, w tym momencie przygotowywane na Walentynkowy Bal Maskowy. Tak, nie mylicie się - mam na myśli main room. Po niespełna piętnastu minutach sala została dosłownie zalana wciąż przybywającymi ludami koczującym. Myślicie, że Bal się nie odbył? Co to, to nie! Ludzie niedługo potem świetnie bawili się pomiędzy materacami, karimatami i śpiworami oraz ekwipunkiem pozostałych imprezowiczów. Obrazek dosłownie jak z jakiejś kolonii czy innej zielonej szkoły. I mimo tego, że wyglądało to dziwnie, czy wręcz nieprawdopodobnie, ludzie nie narzekali i chętnie skakali na parkiecie. Ogólnie rzecz ujmując, mimo wielu porażek organizacyjnych, mimo ścisku i tłoku, braku miejsca do spania i ogólnego, przytłaczającego wrażenia chaosu – Love3 był naprawdę świetną imprezą. Bo i ta ciasnota ma swój urok i w jakiś taki jakby magiczny sposób zacieśnia więzy. Ludzie nie stronili od rozrywki, czy rozmowy, co ogólnie wpłynęło pozytywnie na całokształt imprezy. Powiem jeszcze, że brakowało mi czegoś wyjątkowego. Tego czegoś, po czym zapamiętamy imprezę na długo. Cóż, ostatecznie Love3 nie był imprezą przełomową, ale co najmniej solidną. A to jak najbardziej cieszy. Dodaj do: Zobacz takżePowiązane tematy: MiOhi. Nasze publikacje:
Inne serwisy: Ocena
Wystawiać oceny mogą tylko zarejestrowani użytkownicy. 7,11/10 (19 głosów)KomentarzeIlość komentarzy: 48 dodaj [2] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[5] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[7] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[8] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Całkiem niedaleko byl też sklep Społem...może nie najtańszy, ale dobrze zaopatrzony. A co do ceny Milki to w Opolu np. kosztuje 3.99, więc nie widzę dużej różnicy [10] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[14] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[20] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[17] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[19] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[31] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Z tego co pamiętam to sklepik był jakieś 300-500m od szkoły. I to nie była, żabka, a ceny były w nim w miarę niskie ;) [32] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
3,99?? 4,20??? Ludzie, gdzie wy mieszkacie? NIGDY nie widziałem Milki droższej niż 2,70-2,80. [46] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[3] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Mnie tylko jedno zszokowało na tym konwencie :O Taki ścisk, taki tłok, brak miejsca by dojść gdziekolwiek nie przeskakując po drodze nad toną materacy oraz ludzi i.... WOLNY PRYSZNIC :O? Nie wiem czy mam się cieszyć, że nie musiałem stać w kolejce do gorącej wody, czy płakać że na konwencie było tyle spoconych ludzi :O? [15] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[21] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[24] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
"To kurwa nie jest problem" "A no racja, jesteś kobietą, potrzebujesz PRYWATNOŚCI" [47] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
hehe na jednym z wrocławskich konwentów swego czasu helperzy i ochrona wieszali takie kartki na ścianach :D Był jeden prysznic działający na wszystkich konwentowiczów. Ludzie myśleli, że przez to są jakieś nieziemskie kolejki a pod prysznicami było pusto... Dopiero koło 1-2 w nocy ludzie się zorientowali i poszli kąpać Oo [27] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[4] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Po pierwsze - wielkie dzięki za tyle miłych słów o naszej grupie i nie tylko ze względu na tak dobrą ocenę naszych Slayersów, ale i ogólnie samego WTF PRO.DUCTIONS. Szczególnie sie cieszę z tego, że tak ciepło wspominasz nasz scenki, bo to ja pisałam do nich scenariusze i teksty (w oparciu o pomysły dziewczyn). Może kiedyś do tego wrócimy, ale życie nas bardzo rozdzieliło jak idzie o zamieszkanie pięknej Polski, a to wiele utrudnia niestety. Osobiście bardzo mocno kibicuję Kairi by i tym razem udało jej się na finałach zająć tę drugą lokatę albo i najwyższy stopień podium, bo jest fantastyczną i zdolną cosplayerką i stać ją na to jak nikogo innego. [16] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[6] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[9] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Mnie osobiście bardziej przeszkadzały częste powtórzenia wyrazowe, wyeliminowanie ich ułatwiłoby mi czytanie;) [13] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[12] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[11] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[18] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Kudos Olazie za tę reckę [22] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
No, ładnie, moja relacja czeka na tanuku, bo Szaman Fetyszy ma pierwszeństwo w publikacji... Ale skoro już jedna na acepie jest, to chyba nie będę swojej przesyłał, nie, Olaz? [23] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[25] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Akurat w opinii za bardzo się nie różnię, chociaż podejście do samego przekazu tekstu miałem nieco inne. Ale dobrze, że zrelacjonowałeś cosplay, bo ja na maina nawet nie zaglądałem. [26] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Jak zmieścić cztery słonie na konwencie: 1. Ustawiamy cztery słonie. 2. Obudowujemy je szkołą. (wariant zachodni:halą) 3. Robimy konwent. 4. Profit. [28] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Czy na konwentach ludzie uprawiają seks ? [29] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
A samemu się liczy? [43] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Nie liczy się. [48] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
To nie. : [30] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Jaka odpowiedź zagwarantuje, że na żadnym się nie pojawisz? [44] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Nawet jakby urządzano tam orgie to i tak bym się nie pojawił. :) To pytanie wynikło ze zwykłej ciekawości gdyż nigdy nie byłem na konwencie, a wiele złych rzeczy na ten temat czytałem. [33] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Tomuś, dziwka z roksy wyniesie cię taniej niż przeciętna łibuska... Rozumiem że desperacja, ale żeby aż tak? [34] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[37] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Ale nie aż tak młode o jakich marzy ten pedotroll. [39] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[42] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Zdychaj śmierdzący trollu neostrady. Dopóki nie będziesz się logować to jesteś gównem na, które jedynie można splunąć. [38] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Ale Ty pierdolisz, kupujesz jej najtańszą poduchę z jakimś bishem z kuroshitsuji i jesteś panem. [40] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[35] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
[36] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Pisz po polsku - chińskie bajki. [41] Re: Love3 - czyli jak zmieścić cztery słonie na konwencie
Baran z ciebie. [45] puste strony w informatorze
| Użytkownik Szukacz Radio Gorące teksty | ||||||||||
I nie da się ukryć - poza festiwalem FUTABA to chyba najciaśniejszy konwent, na jakim miałam okazję się pojawić...