Niusy Teksty Galerie Plikownia |
Funekai 2008Evil Yuki Od konwentu zapowiedzianego rok temu, który posiadał ogromny budżet, 14 orgów i ponad 40 helperów, wymaga się Czegoś Wielkiego. I to niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, mówi przysłowie, a rządy wielu prowadzą zwykle do chaosu i przekupstwa, co nieraz widziano na przestrzeni wieków. Ale jeszcze gorzej jest, gdy grupą uprzywilejowanych oligarchów rządzi nieodpowiedni władca absolutny, tyran bądź dyktator... Dojazd na conplace, chociaż trwał długo, w gruncie rzeczy był prosty. Filmik nagrany przez orgów pomógł mi w dojściu stokroć razy mniej niż tłumy spieszące wesołą gromadą łódzkimi uliczkami. Przy wejściu do szkoły powitały nas dwie kolejki, tradycyjnie — jedna dla rezerwacji, druga dla szarych mas. Obsługa była uprzejma i szybka. Do informatora i identyfikatora wszyscy z rezerwacji dostali przypinkę z grafiką przedstawiającą anioła i demonicę oraz „Poradnik konwentowy”. O ile button to miły gadżet, broszurkę można było sobie darować — fakt, wydaje się ona być pomocna. Opisuje jak przekonać rodziców, by pozwolili pojechać na Xcon, wybrać środek transportu, co zabrać z domu i wreszcie — jak postępować — ale na co takie rady komuś, kto już się na konwent dostał? Można było wybrać dwa identyfikatory — anielski bądź diabelski. Oczywiście, miały one różne wersje, zależne od tego, do której kasy się udaliśmy i jaką rolę pełniliśmy. Informatory zaś przedstawiały się naprawdę zacnie — w formie przypominały te z Negiconu 2006 (matowa okładka z błyszczącymi elementami, papier, format), jednak były uboższe o kolorowe strony wewnątrz i zawierały masę błędów — ortograficznych (osobą trzecim, str. 4), literówek (aktrakcje, str. 15), pojawiła się pikseloza (str. 26 — radzę spojrzeć, maskotka portalu Anime Dream wygląda koszmarnie!). Irytowały także wciśnięte gdzieniegdzie „XD”. Boże drogi! Spierać się o to, czy emotikony są dopuszczalne można godzinami, ale póki profesor Miodek nie wydał w tej sprawie ostatecznego osądu, są one w dziełach oficjalnych kategorycznie zabronione — a informator, było nie było, winien być traktowany poważnie. Conplace nie był po remoncie, jak czytałam na forach, a w trakcie. Zachlapana farbą podłoga aż się prosiła, by „dorżnęli” ją dzicy konwentowicze. Mi to absolutnie nie przeszkadzało — większą wadą budynku był koedukacyjny, ciemny prysznic, ze dwa zapchane sedesy i jedna umywalka, oraz brak zamków w drzwiach poszczególnych kabin. Jeśli o czystość chodzi — dało się zauważyć, że po conplace co jakiś czas chodził swoisty huragan, który oczyszczał wszystko w zasięgu wzroku. Niemniej jednak, wystarczyło piętnaście minut, by poczynania tego zjawiska rozmywały się we mgle. No cóż, kultury ludzi nauczyć się w dwa dni nie da, a wiszące wszędzie kartki z różnymi hasłami dotyczącymi higieny osobistej chyba na niewiele się zdały. Ilość sleep roomów prawdopodobnie nie była wystarczająca — wnioskuję to z faktu, iż uczestnicy zalegali tłumnie na korytarzach. Nie chce mi się bowiem wierzyć, że ludzie rozkładają swoje toboły w przejściu dla czystej przyjemności. Main room był duży, aczkolwiek praktycznie nie zaciemniony, posiadał ogromny telebim. Wykorzystywano go nie tylko do projekcji, lecz także później, na czas cosplayu, by ludzie z ostatnich rzędów mogli zobaczyć co się dzieje na malusiej scenie. Uważam, że był to świetny pomysł i mam nadzieję, iż przyjmie się on na wszystkich konwentach. Tylko na litość! W sytuacji, gdy main nie jest zaciemniony, a nagłośnienie szwankuje — dobrodziejstwo takiego telebimu nie zdaje się na nic... Dodam jeszcze, że starano się budynek utrzymać w konwencji anielsko-diabelskiej. Miały temu służyć balony powieszone na ścianach. Wyglądało to jak pozostałości po balu gimnazjalnym i apeluję — można sobie takie rzeczy darować. To tylko dodatkowa praca dla bogu ducha winnych orgów, którzy muszą dmuchać i skakać po drabinach. Nie jestem oczywiście przeciwna ozdabianiu budynku w ogóle — ale balony na taśmę? Gdy tylko przejrzałam informator, wybrałam aż czternaście atrakcji, które chciałam odwiedzić. Koniec końców, byłam tylko na czterech — pięć bowiem wypadło podczas cosplayu i próby cosplayowej, do trzech nie dotrwałam, bo wypędzona nudą i chorobą opuściłam conplace już w niedzielę o siódmej, reszta kolidowała ze sobą. Plan atrakcji ułożony był żałośnie — zamiast napchać ich jak najwięcej w sobotę, około godziny piętnastej, kiedy to jest największy ruch, zamknięto po jednej sali panelowej i konkursowej. W nocy zaś, od trzeciej do ósmej rano nie działo się kompletnie NIC, nie licząc projekcji (które, jak się dowiedziałam potem od świadków, były wyświetlane z przerwami — takie subtelniejsze „do śpiworów!”). Czyżby orgowie musieli sypiać razem? Co skłoniło ich do tego, by pozbawić ludzi wszystkich atrakcji akurat w tych godzinach? Zwykle to właśnie cosplay skupia najwięcej widzów — czemu podczas niego działały wszystkie sale panelowe i konkursowe? Prelekcja o podróży do Japonii okazała się ciekawa i wyniosłam z niej sporo wiedzy. Prowadzący, MJeremy dysponował garściami informacji i okazał się naprawdę dobrze przygotowany. Wiedział, o czym mówi, był obeznany w temacie i udzielał dobrych rad. Co prawda, swoją podróż do Tokio odbędzie dopiero we wrześniu, ale już dzisiaj znał każdy szczegół dotyczący przekraczania granic, bagażu, cen, połączeń i kontroli celnych. Forma wykładu jaką wybrał jest nużąca z zasady, ale ożywiały ją wstawki Tamiko, która będzie jego towarzyszką podróży. Cieszy mnie fakt, że MJ zapowiedział już drugi panel — tym razem ze zdjęciami, filmikami i anegdotami z Japonii. Podczas panelu o Digimonach, zdołałam skoczyć do toalety, pomóc utrwalić perukę lakierem i ufarbować włosy znajomej. Wszystko przez to, że dwójka orgów nie potrafiła podłączyć telewizora do komputera. Z odsieczą przychodzili im inni orgowie, lecz wychodzili z sali równie szybko, co wchodzili, nie rozwiązując problemu — musieli bowiem spieszyć na własne atrakcje. Koniec końców, gdy po raz kolejny weszłam do sali, a była wtedy godzina 14:40 (panel zaczynał się o 14:00), coś na podłączonym telewizorze się działo, ponoć dopiero od dwóch minut. Niestety, gdy tylko usiadłam na krześle, Windows wyświetlił błąd systemowy — tego było już dla mnie za wiele, więc pozwoliłam sobie wyjść po raz kolejny, tym razem jednak nie wróciłam. Z relacji mego bliskiego współpracownika, który został 10 minut dłużej dowiedziałam się, że panel był dla trzech osób — dwójki prowadzących i jednego uczestnika, którzy oglądali „fajne” transformacje i cieszyli się do siebie. Reszta, która chciała zgłębić temat „Digimonów” siedziała jak na tureckim kazaniu, gdyż lakoniczny wstęp i wyjaśnienie nie wystarczały. O godzinie siedemnastej rozpoczęły się próby cosplayowe. Pomimo, iż moja rola w scence ograniczała się do czterokrotnego zamachania transparentem, nie pozwolono mi wychodzić z maina. Tak więc, szlag trafił panele i konkursy, które chciałam zobaczyć. Oczywiście, pytałam, czy moja obecność jest obowiązkowa i okazało się, że jak najbardziej. Byłam szalenie potrzebna, by przez dwie i pól godziny słuchać nicków ludzi, których wyczytywali organizatorzy cosplayu w różnych konfiguracjach. Przez DWIE GODZINY przyznawano numerki sześćdziesięciu cosplayowiczom. Nic nam nie wytłumaczono, nic nie powiedziano, nie przećwiczyliśmy wyjścia na scenę, nie przećwiczyliśmy scenek — oczywiście, nie jest to wymóg — jednakowoż, skoro coś nazywa się PRÓBĄ, to tę próbę powinniśmy uzyskać. A nie, na litość boską, siedzieć tyle czasu na tyłkach i patrzeć w sufit. Człowiekowi od nadmiaru wolnego czasu kotłuje się we łbie, więc z całą naszą grupą, której organizatorzy nie poprosili po numerek, podczas okresu zwanego „próbą”, zajęliśmy się wspólnym przymierzaniem swoich peruk, strojów, rzucaniem w siebie papierkami i innymi tego typu arcyciekawymi czynnościami rozwijającymi ciało i umysł, na czele z graniem transparentami i białym balonem w imitację tenisa. Około godziny 19:30 cosplay się rozpoczął, my zaś zostaliśmy stłoczeni w salce za sceną, z której nie było wyjścia. Drzwi prowadzące na korytarz zamknięto na amen, więc nie było mowy o pójściu do swoich bagaży, czy chociażby wybiegnięciu do toalety. Nieludzkie warunki. Zapewniono nam za to telebim, abyśmy widzieli, co się dzieje na scenie. Więc widzieliśmy — ale nie słyszeliśmy kompletnie nic — nagłośnienie nie było najwyższych lotów. Stąd też, nie wiem, kto dostał nagrodę za co, jak się te osoby nazywały (pomijając tych, których znałam osobiście). Sam cosplay wypadł dobrze, z pominięciem paru złych artów — cosplayowicz bowiem był porównywany do swojego pierwowzoru na żywo. Zdarzyło się więc, że Ichigo był Misą, a Misa Ichigo. Sam poziom strojów był całkiem wysoki — szczególnie górowała Pea jako Lina Inverse. Dodam osobiście, że grupa tenisistów-gejów z „Prince of Tennis” wyglądała, w mojej opinii, imponująco. Ich stroje były skromne i nieskomplikowane, ale dziewczyny przybyły na konwent taką gromadą, że nie sposób było ignorować ich obecności. Fajny cosplay to nie tylko suknie ze srylionem falbanek. Każdy uczestnik otrzymywał dyplom okolicznościowy z podziękowaniami za wzięcie udziału w atrakcji. Uważam, że był to świetny pomysł! Wygrani, których było sporo, mogą postawić w domach złote figurki upamiętniające ich chwałę przedstawiające ośmiorniczkę z hełmem Spartiaty. Za wygraną scenkę dostaliśmy tylko jeden dyplom i jedną statuetkę. Same nagrody okazały się łatwe do podzielenia, za co należy się dla organizatorów ogromny plus — ileż to razy spora grupa dostawała np. jedną mangę? Jednakowoż, figurki z serii „Naruto” ewidentnie są jakimiś odrzutami — Sasuke ma trzy ręce! Dostaliśmy również po dojinie — i o ile mnie względnie cieszą geje, to przekazywanie jako nagród samych komiksów yaoi było już nietrafionym pomysłem, zważywszy na to, że mieliśmy w grupie AŻ dwóch mężczyzn. Następnie udaliśmy się na LARP. O nim szerzej ekspert: Na wstępie chciałem zaznaczyć, że nazywanie mnie ekspertem jest pewnym nadużyciem, aczkolwiek w kwestii LARPów mam spore doświadczenie. Jestem fanem gier fabularnych i zdarzyło mi się kilka razy w życiu pojawić na konwentach erpegowych i brać udział w LARP-ach z prawdziwego zdarzenia.Tyle tytułem wstępu. Teraz pozwolę sobie wylać żale i rzetelnie opisać atrakcję, szumnie nazwaną LARP-em Battle Royale. Pierwsza rzecz, do której mogę się przyczepić to nazbyt widoczny, przynajmniej dla mnie, błąd w nazewnictwie. Wątpliwa rozrywka, którą miała mi owa atrakcja zapewnić nie powinna nazywać się LARP-em, gdyż w moim odczuciu jest to wprowadzanie potencjalnego uczestnika w błąd. Ów „larp” (pisownia nieprzypadkowa) okazał się być nędznymi popłuczynami poznanych przeze mnie innych gier terenowych, nie zasługującymi nawet na duże litery. Za mocno? Nie. I nie obchodzi mnie argumentacja typu „mangowa/konwentowa mentalność”, „prawo fandomu”, „inni dobrze się bawili” czy tym podobne, wymyślane na poczekaniu rozpaczliwe próby obrony. Traktuję sprawę rzeczowo, jako recenzent oraz pasjonat gier fabularnych i LARP-ów i nie pozostaje mi nic innego jak tylko dobitnie opisać wszystko, co mi się nie podobało. W skrócie, było tak jakbym zamówił tempurę a dostał zimnego schaba. Na „larpa” poszedłem z ciekawości. W moim odczuciu i według mojego doświadczenia autorka atrakcji wybrała sobie arcytrudny temat. I choć od początku podejrzewałem, iż może nie podołać, postanowiłem sprawdzić wszystko na własne oczy. Pierwszy szok jakiego doznałem związany był z absolutnym brakiem jakichkolwiek kart postaci. Nie wiedziałem, w kogo mam się wcielić, jaka jest moja motywacja i jakie mam cele, poza tym aby przeżyć. Cóż, w zamian otrzymałem serduszko z ksywką przyklejone do pleców i kilka słów na temat rysu fabularnego. Okazało się, iż wymyślony przez prowadzącą model rozgrywki polega na ganianiu się po terenie konwentu, zrywaniu serduszek innych uczestników i zanoszeniu ich do bezpiecznej strefy celem odnotowania „trupów”. Tak oto wyszło na jaw, że biorę udział w słabo przemyślanej i nieco udziwnionej zabawie w berka! Ogół nabuzowanych testosteronem i adrenaliną młodych mężczyzn zaczął w pięciosekundowych odstępach opuszczać salę. Jedynie ja, zniesmaczony i zszokowany postanowiłem wyczekać do końca i zadać pytanie prowadzącej. Założyłem, iż tak jak w czytanym przeze mnie „Battle Royale” nie obowiązują żadne reguły, więc spytałem czy prowadząca jest świadoma, że królować będą rozwiązania siłowe. Odpowiedź, „raczej się nie pozabijają” wystarczyła mi w zupełności, więc wyszedłem. Szok trzeci. Okazało się, iż „larp” nie został w ogóle przemyślany! Niczym filozoficzna teoria, piękny w zamysłach model rozpadał się po zderzeniu z rzeczywistością. Czy ktokolwiek pomyślał, co będzie kiedy dwóch uczestników spotka się twarzą w twarz? Albo jeśli jeden założy kurtkę zasłaniając swoje serduszko? Ja pomyślałem. Będą biegać, szarpać się, opierać plecami o ściany, a co bardziej narwani być może się pobiją. Może dla niektórych to fajna zabawa, lecz niestety nie dla mnie. Ja od LARP-a oczekuję przemyślanej fabuły, ciekawych postaci i złożonych relacji między nimi. Cóż, być może wszystkie „mangowe larpy” tak wyglądają, a ja jestem czepialski, bo porównuję je do jak najlepszych wzorców podpatrzonych przy okazji uczestnictwa w innych grach terenowych. Żywię głęboką nadzieję, że tak nie jest. Na zakończenie chciałbym zaznaczyć iż celem mojej wypowiedzi nie jest tzw. „niszczenie” bądź „gnojenie” autorki „larpa”, która raczej powinna sobie wziąć do serca to co napisałem niż się oburzać. Więc wszyscy przyszli organizatorzy LARP-ów, zdajcie sobie sprawę, iż zorganizowanie naprawdę wartościowej gry terenowej wymaga ogromu pracy, starań i przemyślanych rozwiązań. Liczę, że w przyszłości uda mi się wziąć w takowej udział. Od siebie dodam, że prowadząca spóźniła się, była wściekła, zmuszona chyba do prowadzenia, nazwała nas „debilnymi konwentowiczami” (to był powód, dla którego miano nas eliminować ze społeczeństwa). Ja swoje serduszko oddałam dobrowolnie — gość, który chciał zrzucić Zelgadisa ze schodów wyglądał na takiego, który dla wygranej w tych popłuczynach larpa gotów był uderzyć i niewiastę z okularami na nosie. Niestety, na tym mój konwent praktycznie się zakończył. Byłam chora i zmęczona, więc razem z Zelgadisem wybraliśmy ciche, spokojne miejsce do spania. Okazało ono się być sleepem helperów i jeden z nich, Devil, przyszedł w końcu nas wypędzić. Po krótkiej rozmowie, co mnie zaskoczyło, pozwolił nam jednak zostać, za co ma ode mnie ogromnego plusa. Z relacji ludzi wiem, że organizatorzy Funekai byli najbardziej bezczelnymi, chamskimi, aroganckimi i nieogarniętymi orgami jakich wydał polski fandom. Na własnej skórze tego nie doświadczyłam — Edek, z którą często dyskutowałam pewne sprawy, była miła, rzetelna i zabiegana. Kolejną anegdotą, jaką zasłyszałam było wypędzanie ludzi o godzinie 14 do domów, pomimo, iż konwent oficjalnie trwał do 16. Nie było mnie przy tym, fakt. Może to tylko plotka, wymyślona przez tych, którzy nie lubią ŁSS. I nie przeczę, że tak jest. Po prostu nie mam na to dowodów. Gdy wstałam o szóstej i okazało się, że na następną atrakcję muszę czekać jeszcze dwie godziny, machnęłam na cały konwent ręką. Szybko się umyłam, ubrałam i wyszliśmy z conplace'u, by zdążyć na wcześniejszy pociąg. To mógł być błąd — może reszta atrakcji trzymała poziom? Jednak nie ufałam organizatorom. Przez czas od ogłoszenia konwentu pracowali oni na moje zaufanie. Było ono wypadkową wszystkich newsów, invitek, maili, dyskusji, strony, budynku, atmosfery, dyskusji przed konwentem, informatora, identyfikatora, a także poprzednich atrakcji, w jakich brałam udział. Funekai był przeciętny. Ani dobry, ani zły. Zbudowany na atrakcjach, które „już kiedyś były”. Wystarczy zerknąć na informator, by przekonać się, że połowa konkursów i paneli odbyła się już na innym konwencie, albo była dopiero zapowiedziana i zapisana na stronach internetowych. No i dobrze! Po co na siłę wymyślać coś nowego, skoro ludzie równie dobrze bawili się na Negiconie na konkursie Dajdziowu, który prowadziłam i polegał na tym samym, co Konkurs rozpoznawania głosów z Fune? Jeśli panel o ksywkach Seby byl naprawdę genialny, spokojnie można zrobić ten panel jeszcze raz na innym konwencie. A nawet, niech prowadzi go ktoś inny — z punktu widzenia Cho i Dragona kwestia ksywek na pewno wygląda inaczej. Dla Spartiaty większą chwałą było zginąć na polu bitwy, niż wrócić ze zwycięstwem na ustach. Szkoda, że Łódź Sparta Squad wzięła od starożytnej Sparty tylko nazwę. Gdyby bardziej od wrzeszczącego Leonidasa z filmu „300” zainspirowała ich spartańska mentalność, lakoniczność, wytrwałość i upór, konwent miałby okazję być największym wydarzeniem tego sezonu. Chcieli dobrze, mieli środki. Nie wyszło. Wrócili z tarczą. Prawdziwy Spartiata w takiej sytuacji wolałby nie pokazywać się na oczy swoim pobratymcom, a na pewno nie mówiłby, że nie zabił Persów, bo nie spał trzy dni. Dodaj do: Zobacz takżePowiązane tematy: Funekai. Nasze publikacje:
Z tą publikacją nie są jeszcze powiązane żadne sznurki. Ocena
Wystawiać oceny mogą tylko zarejestrowani użytkownicy. 6,20/10 (5 głosów)KomentarzeIlość komentarzy: 17 dodaj [17] Re: Funekai 2008
[2] Re: Funekai 2008
Tak dokładnie to już nie trzeba było opowiadać o moim panelu. Wystarczyła tylko wzmianka, że się odbył o czasie i nawet był znośny [3] Re: Funekai 2008
"co się dzieje na malusiej scenie" - lol, ona byął normalna :D oceniłaś scenę względem wielkości sali bo naprawdę jakby main był standardowej wielkości jak na innych conach to wątpię czy takie słowo jak "malusia" padło by w tej recenzji. "pięć bowiem (atrakcji) wypadło podczas cosplayu i próby cosplayowej" - a to już leży w kwestii konwentowicza n co pójdzie. Ja jak kiedyś byłem obowiązkowo na każdym cosplayu i karaoke to w 2008 roku nie chodzę średnio na co drugi i nie żałuję! "takie subtelniejsze „do śpiworów!”" - a to było dobre :D niektórym trzeba było na się kazać iść spać bo padli by jak muchy z przemęczenia. Co do wrzucania ludzi przed czasem ustalonym w regulaminie to pewnie wywiąże się dłuższa pogawędka :P No i co do jednego - po fune też byłem chory ^^ no ale teraz po doji też jestem tyle, ze ciężej :P [5] Re: Funekai 2008
"pięć bowiem (atrakcji) wypadło podczas cosplayu i próby cosplayowej" - a to już leży w kwestii konwentowicza n co pójdzie. Ja jak kiedyś byłem obowiązkowo na każdym cosplayu i karaoke to w 2008 roku nie chodzę średnio na co drugi i nie żałuję! ja mysle, ze yuki chodzilo raczej o to, iz konwentowicz z checia by poszedl, gdyby z powodu jego wystepu do cosplayu nie kazano mu dwie godziny wczesniej przybyc na maina, aby bez celu posiedziec na krzeslach. [7] Re: Funekai 2008
hmm.. możliwe, że ty masz racje a ja źle zrozumiałem ;) [4] Re: Funekai 2008
Pierniczysz waćpanna głupoty. Oczywiscie ze panele i konkursy powinny odbywać się podczas cosplayu, nie każdego on interesuje. Atrakcje po godzinie 03:00 mijają się z celem, bo i uczsnicy i prowadzący są spiacy, co wpływa na ich poziom (i za tym także sens). Byćmoże mogły się troche wczesniej zaczynać, ale nie wcześniej niz 07:00. Siedzenie na próbie - po to jest próba żeby sprzwdzić kto jest, kto nie, ostatnio także aby wyjśnić co i jak na scenie. Jasne, mogłoby się to nazywać inaczej, ale prawda jest taka, że jak ludzie przychodza co pewien czas, a nie "na czas", to ciężko cokolwiek planować, bo co chwila jakieś poprawki. Jak się człowiek decyduje na Cosplay to jednak jakos sie poświęca - poświęca czas, atarakcje (które mógłby zobaczyć), i swoją własną wygode. A i salka za seną była obszerna, więc gadanie o "stłoczeniu" można między bajki włożyć. Jak juz przywołujesz panel o ksywkach, to tak, można tą sprawe na wiele sposobów analizować, jak sie zastanowisz, to sama dojdziesz do takiego wniosku. ps. W swoaje recnezji stwierdzasz, że na żadnym konwnecie nie powinno już byc Kareoke, Cosplayu, Kalambur, Wiedzówek, oraz paneli o różnych seriach, bo w końcu są wtórne i już były. [6] Re: Funekai 2008
Siedzenie na próbie - po to jest próba żeby sprzwdzić kto jest, kto nie, ostatnio także aby wyjśnić co i jak na scenie. Jasne, mogłoby się to nazywać inaczej, ale prawda jest taka, że jak ludzie przychodza co pewien czas, a nie "na czas", to ciężko cokolwiek planować, bo co chwila jakieś poprawki. Jak się człowiek decyduje na Cosplay to jednak jakos sie poświęca - poświęca czas, atarakcje (które mógłby zobaczyć), i swoją własną wygode. A i salka za seną była obszerna, więc gadanie o "stłoczeniu" można między bajki włożyć. nie, proba jest po to, zeby przecwiczyc scenki, sprawdzic, jak i czy dzialaja podklady, oswoic ludzi ze scena, powiedziec im, jak ma wygladac cosplay, ile maja sie prezentowac przed widownia i co bedzie oceniane. proba cosplayowa na fune polegala na zwolaniu ludzi i wyczytaniu kilkanascie razy listy obecnosci, przez 45 minut wreczano jakies numerki, sam cosplay opoznil sie o kolejne 40 bo organizatorki gdzies poszly, a uczestnicy nie dostali ani chwili na sprawdzenie sceny, zrobienie prob czy przesluchanie tych nieszczesnych podkladow, co zaowocowalo tym, ze ludzie schodzili za szybko, nie wiedzieli, CO robic no i wreszcie podklady, ktorych nie bylo slychac. ale oczywiscie wazniejsze jest to, ze lista zostala odczytana? cosplayowicz ma sie poswiecac? cosplayowicz sie poswieca szyjac i szykujac swoj wystep przed conem. na con ma przyjsc i miec umozliwione zaprezentowac to, nad czym sie nameczyl, a jak mu orgowie tego nie chca ulatwic to chyba mogliby chociaz nie utrudniac. [9] Re: Funekai 2008
Próba jest do wszystkiego. żeby wszytstko zaplanowac, zorganizowac i przygotować. Racją jest że było to robione ślamazarnie i dałoby sie zrobić dużo więcej. ALE numerki byly pomyslem dobrym i zaoszczedzily BARDZO duzo problemów. Ale rozdawanie ich nie powinno zajac wiecej niz 20min jesli chodzi o proby scenek i wszystkiego. Jak na moje oko mialas czasuuuuuuuuuuu a czasu zeby pocwiczyc wszystko na backstage'u. Nawet Yui ktora szła na GL zdążyła sobie ustalić układ i ogolnie wszystko przygotować, a scenke moglyscie na sucho przeleciec spokojnie parenaście razy -_- [15] Re: Funekai 2008
na sucho sobie przecwiczylismy wystarczajaca ilosc razy PRZED proba, ale oficjalna proba cosplayowa jest po to, zeby przecwiczyc na DANYM naglosnieniu i DANEJ scenie, zadne to tlumaczenie, co piszesz, bo pol biedy by bylo gdyby sie nie okazalo, ze naglosnienie jest tak dodupyne ze podklad coach musial do tegoz dostosowywac na ostatnia chwile. i to nie z naszej winy. a wystarczylo powiedziec, ze na probe stawiaja sie osoby, ktore biora udzial w konkursie strojow i nie maja podczas tych dwoch godzin nic lepszego do roboty wiec z checia posiedza i posluchaja listy wyczytywanej kilkadziesiat razy bez wiekszego celu. [8] Re: Funekai 2008
chcialam zwrocic uwage ze warszaty origami, ktore notorycznie pojawiaja sie na konwentach i sa robione przeze mnie trzymaja sie konwencji...co za tym idzie za kazdym razem jest cos innego A moj stol szwedzki po japonsku znalazl sie jako stoisko z onigiri( mimo iz orgowie wczesniej wiedzieli ze tylko to bedzie opis w informatorze i na stronie pozostal [10] Re: Funekai 2008
tak beznadziejnej recenzji to już dawno nie widziałem =3= Dojazd na conplace, chociaż trwał długo, w gruncie rzeczy był prosty. Filmik nagrany przez orgów pomógł mi w dojściu stokroć razy mniej niż tłumy spieszące wesołą gromadą łódzkimi uliczkami. widocznie Oni poradnik obejrzeli dokładniej od Ciebie. * toalety - to ze były brudzone... no, normalka. Za konwentowiczów przeprasza konwent ^^ ale jeśli chodzi o zapchane kible i umywalki: One były (czasami niestety nieskutecznie) odtykane, przepychane a parę razy przelewane kretem, a że sie zapychały: rzycie, ale przynajmniej ktoś coś z tym próbował robić. * Ilość sleep roomów prawdopodobnie nie była wystarczająca — wnioskuję to z faktu, iż uczestnicy zalegali tłumnie na korytarzach. Nie chce mi się bowiem wierzyć, że ludzie rozkładają swoje toboły w przejściu dla czystej przyjemności. w takim razie Cię zadziwię ponieważ ja spałem na korytarzu a bylem praktycznie pierwszym konwentowiczem nie-orgiem który pojawił się na terenie konwentu w dzień jego rozpoczęcia. Yui która spała obok, była helperką która pojawiła sie tam dzień wcześniej, tak samo jak paru jej znajomych. Cały WTF PRO.duction było rozłożone na korytarzu i wchodziły chwile po mnie, a co samych sleepow, to wystarczyło sie po nich przejść żeby zobaczyć coś niesamowitego. Przez sleeproom dało się PRZEJŚĆ! i to jak sie chciało. Z kata do kata, przez środek i to nie przechodząc praktycznie nad nikim, co, w moim mniemaniu, jest niesamowite i prawie niemożliwe, więc następnym razem nim coś opiszesz to to obadaj * Dodam jeszcze, że starano się budynek utrzymać w konwencji anielsko-diabelskiej. Miały temu służyć balony powieszone na ścianach. Wyglądało to jak pozostałości po balu gimnazjalnym i apeluję — można sobie takie rzeczy darować. To tylko dodatkowa praca dla bogu ducha winnych orgów, którzy muszą dmuchać i skakać po drabinach. Nie jestem oczywiście przeciwna ozdabianiu budynku w ogóle — ale balony na taśmę? racja, po co w ogóle robić konwencje. A jak sie ja zrobi, to po co ją utrzymywać. Ja ten fragment odczytuje "nie męczcie sie żeby było ładnie, bo po co?" BALONY ROX * Gdy tylko przejrzałam informator, wybrałam aż czternaście atrakcji, które chciałam odwiedzić. Koniec końców, byłam tylko na czterech i winisz za to konwent? -Przepraszam panno Yuki, mogla by nam pani powiedzieć na jakich panelach chciałaby sie pani pojawić? -xxx -a o jakich godzinach? tak żeby pani pasowało * zamiast napchać ich jak najwięcej w sobotę, około godziny piętnastej, kiedy to jest największy ruch, zamknięto po jednej sali panelowej i konkursowej potem byś narzekała że panela na siebie nachodzą... o zgrozo =_= najlepiej żeby tych 14 paneli były wszystkie na jedną godzinę, jak jest największy ruch, wtedy wszyscy będziemy szczęśliwi :D * sprawa tego co sie dzieje w nocy została już wcześniej obgadana. w nocy sie: -śpi -spędza czas ze znajomymi dla których w dużej mierze przyjechało się na konwent -Hentai, Yaoi i Yuri na którym i tak polowa ludzi kima * Pomimo, iż moja rola w scence ograniczała się do czterokrotnego zamachania transparentem, nie pozwolono mi wychodzić z maina rzycie... Ja z wyjściem z próby nie miałem nawet najmniejszego problemu. Wystarczyło powiedzieć "przepraszam" przechodząc obok pana stojącego na czatach * Około godziny 19:30 cosplay się rozpoczął, my zaś zostaliśmy stłoczeni w salce za sceną, z której nie było wyjścia. Drzwi prowadzące na korytarz zamknięto na amen, więc nie było mowy o pójściu do swoich bagaży, czy chociażby wybiegnięciu do toalety. jak tak bardzo nic nie robiłaś podczas próby, to jak dla mnie powinnaś być już na tip top, a miejsca było w cholerę wiec o ścisku tu nie gadaj. Największym minusem który naznaczyłaś w tym fragmencie jest godzina, a mianowicie spóźnienie z rozpoczęciem cosplayu. Ale o tym ni słowa * Funekai był przeciętny. Ani dobry, ani zły. yup. Właśnie takiego podsumowania spodziewałem sie po zjechaniu prawie wszystkiego co było na konwencie od góry do dołu ^^ brawa * Dla Spartiaty większą chwałą było zginąć na polu bitwy, niż wrócić ze zwycięstwem na ustach Fail... tak słowem podsumowania ^^ [11] Re: Funekai 2008
[14] Re: Funekai 2008
ciesze sie ze sie podoba ;] [12] Re: Funekai 2008
LARP BR mnie zainteresował, ale ostatecznie nie odwiedziłem, więc nie oceniam, jeśli rzeczywiście miał być zrobiony tak jak zostało to opisane w recenzji to niespecjalnie, ale jedna atrakcja konwentu nie czyni. Moim zdaniem Funek był bardzo dobry, atrakcje były ciekawe, może tylko Games Room z którego nie mam zwyczaju wychodzić był słabo wietrzony (a jak wiadomo GR wietrzony być musi :P) Co do spania na korytarzach, ja nawet nie próbowałem iść do SR, choć byłem całkiem wcześnie. Wielu ludziom klimat korytarzy po prostu pasuje ;) Co do paneli i konkursów, to brałem udział tylko w marnej części tych atrakcji, ale te kilka przeze mnie odwiedzonych było na bardzo dobrym poziomie (a i pozdrowić należy ekipę z MMO, który był moim zdaniem świetny ;) ) Do swojego zdania każdy ma prawo, ja każdego konwentu nie odwiedzam, więc na pewno ominęły mnie lepsze niż funek 2k8, ale recenzja wydaje mi się o ciut tendencyjna. Nie było tragicznie, powiem, że wręcz przeciwnie! [13] Re: Funekai 2008
Zapewniam cię, ze większość osób, które zgłosiły się na tej edycji LAPRPA BR wezmą udział w jego powtórce na BACE. Więc zdanie dwóch osób na 15 to nic. A dlaczego została przedstawiona recenzja tylko jednego LARPA? Były trzy (dwa na pewno) Organizatorka była zła, tak jak prowadzący BR w drugej części filmu (not seen, not known) [16] Re: Funekai 2008
To, że ta recka będzie taka, a nie inna wiele osób wiedziało na długo przed samym konwentem. I byłaby ona tego pokroju nawet gdyby kible się same sprzątały, a ludzie pisali, że było genialnie. No, ale muszę się zgodzić z jednym - nie powinno być karaoke, cosplayu, kalambur, wiedzówek, konkursów, paneli... Nie powinno być też sprzedawców, puszczania anime, nie powinno być uczestników... I nie powinno być konwentów. Bo wszystko to jest wtórne i już było. A co do cosplayu to też mi się zdarzyło czekać 2 godziny na jakimś konie ze scenką bo najpierw się karaoke opóźniło i przeciągnęło, a potem TRZEBA BYŁO zrobić przerwę "techniczną" bo po chyba 3 godzinach w tłumie ludzi przy ZAMKNIĘTYCH wszystkich oknach ktoś wpadł na genialny pomysł - "hej, ale tu jest gorąco, może otworzymy okna?". | Użytkownik Szukacz Radio Gorące teksty | ||||||||||
Ten fail z "większą chwałą było zginąć na polu bitwy, niż wrócić ze zwycięstwem na ustach" i "wrócili z tarczą" mnie autentycznie bawi. Za każdym razem jak to czytam. ;)